Brzęczenie cykad, śpiewy, okrzyki, rytmy afrykańskie, wspaniałe humory, radość i przyjaźń – tak cechuje się nasz dwutygodniowy obóz harcerski na Bielanach 70km poza Sydney, na wybrzeżu rzeki Colo. Tu oczywiście codziennie kąpięmy się.
Mimo deszczu, braku prądu w całej okolicy, mimo błyskawicy i harcerskich niewygód, mamy wspaniały czas! Harcerze obozują pod nazwą “Quo Vadis”, harcerki pod nazwą “Życie to Teatr”, a kolonia zuchów idzie “Śladami Stasia i Nel”.
Wczorajsza wycieczka do Katoomby zrobiła na nas wielkie wrażenie. Wypróbowaliśmy wszystkie atrakcje. Raz w dół, raz do gory, ciągle innymi kolejkami. Głosy zdarliśmy z zachwytu. Po pikniku, spacerze i lodach wróciliśmy do obozu na pyszną kolacje "nachos” i na wspaniałe rozśpiewane ognisko. Tu muszę wspomnieć mój wieczór wolny od kuchni: młodzież harcerska dostała do ręki kartofle, kukurydzę i kiełbaski i przy wspólnym ognisku przygotowała sobie własny posiłek po czym na deser “marshmallows”.
Kilka dni temu zaskoczyła mnie solidnie zbudowana brama wejścia do obozu harcerzy. Przeszłam dalej do harcerek i też mają ładną bramę. Z tego wynika że obóz żyje i stoi. A młodzież jest strasznie szczęśliwa i nie chce wracać do szkoły.
Przy łóżkach zuchów leżą dzienniczki podróży po Afryce, łuki, dzidy i kapelusze na “safari”. Zuchy z zachwytem wspominają jazdę na słoniu i płaczą że jadą do domu bo kolonia “Śladami Stasia i Nel” już kończą się. Harcerki i harcerze zostają jeszcze tydzień bawiąc się dalej.
Marysia Nowak hm
gospodyni obozu i kolonii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie odpowiada za treść komentarzy.